piątek, 2 lipca 2010

"Zakopane 2010"

Dzisiaj porusze dość burzliwy temat społeczny... Nie raz na portalach widze zdjęcia z gór. Zdjęcia dobre lub te gorsze... Lecz najlepsze są podpisy pod nimi. Zastanawia mnie jedna rzecz. Dla większości ludzi Tatry słowackie, bielskie, zachodnie, wysokie i każde inne mieszczą się pod jednym pojęciem.... "Zakopane".... Ludzie! Litości... Zakopane to naprawde nieduża miejscowść u podnóża Tatr... skoro ktoś już się gdzieś wybiera z wyższe partie gór to powinien raczej wiedzieć gdzie był... Chyba że zaczął w Zakopanem i tak zabalował że znalazł się całkiem przypadkowo powyżej granicy wiecznego śniegu tudzież przynajmniej kosodrzewiny...no ale cóż... jak zwykle niepotrzebnie się czepiam... albo inna akcja która wiąże się pośrednio ze zdjęciami z naszej ostatniej wyprawy. schodzimy sobie spokojnie z Trzydniowiańskiego wierchu i w połowie drogi spotykamy 2 młodych ludzi a to mniej więcej zapis rozmowy:
Oni: nie widzieliście takiego gościa w czapce i z plecakiem
My: mijaliśmy go jakieś 15 minut temu (pomijając fakt że 73% ludzi na szlaku ma czapke i plecak )
Oni: Aha... a daleko jeszcze?
My: a dokąd?
Oni: no na góre
My: ale jaką?
Oni: no na tą taką... my tu prosto idziemy...i cała grupa tam jeszcze z tyłu jest
My: Jeśli chodzi Wam o Trzydniowiański to z godzine drogi...

i mniej więcej na tym się nasza rozmowa skonczyła... Jak można nie wiedzieć dokąd się idzie? dla mnie niepojęte... ale może po raz kolejny się czepiam.


Przejdzmy do sedna sprawy. Wyprawa na Starobociański Wierch bo to był nasz głowny cel. Pełną ekipę ekspedycyjną zebraliśmy na 3 godziny przed wyjazdem. około godziny 8 byliśmy na Siwej Polanie. Po około godzinie marszu dotarliśmy do Polany huciska gdzie trzeba było przemyśleć co dalej... czy damy rade z gościem który miał prawie urwaną ręke i z drugim który ledwo chodził... bez dłuższego zastanowienia podjelismy decyzje...



Po chwili szliśmy już w kierunku Iwanickiej przęłęczy gdzie nadal widać było tylko las nie wiele ciekawszy niż gdziekolwiek indziej... Ekspedycja zachwycona nie była... po 2 godzinach pojawił się cień nadzieji że jednak wyjdziemy z buszu i nie zjedzą nas niedzwiedzie ani rysie...






Po 5 minutach ruszyliśmy dalej a raczej wyżej bo różnice wzniesień była dość spora.Wędrowaliśmy w kierunku Siwej przełęczy czyli jakieś kolejne 2 godziny ale tym razem przez kilka szczytów (Ornak Siwe Skały) więc było co podziwiać. między innymi naszym oczom ukazał się cel... Starobociański...Najwyższy szczyt Tatr Zachodnich.





Stąd przyszliśmy



A tam szliśmy



Widok z Siwej Przełęczy na Starobociański

Po przejści siwej przełęczy pozostał nam do przejścia najtrudniejszy odcinek. Podejście pod sam Starobociański wierch. Nie należy ono do najłatwiejszych. Dodatkowym utrudnieniem było mocne słońce i miejscami porywisty wiatr co raczej w tej części tatr i na takiej wysokości jest normalne. Zamiast robić zdjęcia raczej starałem się myśleć jak dotrzeć na góre:)


Podejśćie pod Starobociański



A to anonimowy wędrowiec z kijkami;]

Po około 40minutach udało się dotrzeć na szczyt.jedyne co można było zrobić rozsądnego to schować się za ścianą skalną od zachodniej strony. Bo wiatr dmuchał mocniej niż na dworcu w skawcach:) po chwili odpoczynku i nieświadomego do konca opalania się ruszyliśmy w droge powrotną. Tym razem przez Konczysty Wierch i Trzydniowiański.Schodząc w kierunku Doliny Chochołowskiej znów weszliśmy w teren zalesiony gdzie czaiły się na nas rysie...





Widoki w drodze powrotnej

Wracając natknęliśmy się oczywiście na północnym stoku Konczystego Wierchu dość sporą ilość dziwnej białej substancji:) Trudno było tego nie wykorzystać żeby się ochłodzić:)